Relacja

CANNES 2016: Allen: Resurrection

autor: /
https://www.filmweb.pl/article/CANNES+2016%3A+Allen%3A+Resurrection-117436
CANNES 2016: Allen: Resurrection
źródło: materialy promocyjne
Święto kina czas zacząć! 69. Festiwal Filmowy w Cannes rozpoczął się wczoraj pokazem najnowszego filmu Woody’ego Allena – "Cafe Society". Był na nim oczywiście Michał Walkiewicz, który przygotował również recenzję pierwszej konkursowej propozycji – rumuńskiego "Sieranevada" w reżyserii twórcy pamiętnej "Śmierci pana Lazarescu", Cristiego Puiu

***

Koniec z Hollywood (recenzja filmu "Cafe Society", reż. Woody Allen

Aby zrobić dwa kroki do przodu, czasem warto wykonać jeden w tył. Woody Allen, którego forma od paru lat pozostawia wiele do życzenia, powraca w "Cafe Society" do bezpiecznej formuły bulwarowej komedii. I znów, dzięki tej bezpretensjonalnej konwencji, udaje mu się opowiedzieć całkiem poważną historię erozji romantycznych wyobrażeń w zderzeniu z mało romantyczną rzeczywistością.



Są lata trzydzieste. Fabryka Snów pracuje na pełnych obrotach, Los Angeles ma kolor sepii, a Nowy Jork to intelektualne centrum Ameryki. Ze Wschodu na Zachód podróżuje zahukany Bobby (Jesse Eisenberg). Chociaż chłopak boi się własnego cienia, liczy na objęcie posady u swojego wuja, wpływowego agenta gwiazd, Phila (Steve Carell). Już powolne rozgryzanie filmowego środowiska rodzi egzystencjalny dysonans, który sam bohater określa mieszaniną obezwładniającej nudy i szczerej ciekawości. Jednak dopiero spotkanie z sekretarką Phila, impregnowaną na zakusy celebryckiego świata Vonnie (Kristen Stewart), wywróci jego życie do góry nogami. Spiętrzające się obyczajowe obserwacje, uczuciowe wielokąty i szkatułkowe anegdoty składają się na przedziwną opowieść inicjacyjną – koniec końców wszyscy "dojrzewają" tutaj do życia, którego nie chcieli wieść. Jak słusznie konstatuje Bobby, są uczestnikami komedii autorstwa sadystycznego komediopisarza. 

Można się zżymać, że "Cafe Society" to właściwe "the best of" twórcy "Manhattanu". Mamy tu zarówno prowadzoną przez samego reżysera, tautologiczną narrację spoza kadru, jest potraktowany z przymrużeniem oka wątek żydowskiej tożsamości i związanych z nią religijnych paradoksów oraz cały korowód allenowskich bohaterów.

Całą recenzję Michała Walkiewicza można przeczytać TUTAJ

***
 

Kuchenne rewolucje (recenzja filmu "Sieranevada", reż. Cristi Puiu)

Wujek Emil nie żyje. Zmarł kilka tygodni przed atakiem na redakcję "Charlie Hedbo" i czternaście lat po zamachu na World Trade Center. Choć jego śmierć nie ma żadnego związku z bezprecedensowymi aktami terroru, to właśnie nimi żyje część rodziny zmarłego. Pozostali przerabiają sprawy małe i wielkie: zdrady i przełomy ustrojowe, ploteczki o sąsiadach i bajki Disneya, podzieloną Europę i "dzisiejszą młodzież". Ksiądz się spóźnia, jedzenie stygnie. Zły omen. 


Było swego czasu wizytówką rumuńskiej nowej fali przekonywanie, że z rodziną najlepiej wychodzi się na zdjęciu. Ta z "Sieranevady", poróżniona stosunkiem do władzy, podejściem do życia i przede wszystkim sposobem radzenia sobie z żałobą, nie jest wyjątkiem. Kłótnie na tematy wagi państwowej, pranie małżeńskich brudów oraz podsycanie wiecznych sporów to tylko uwertura do prawdziwej psychodramy, z kolei fakt, że uroczystość upamiętniająca zmarłego odbywa się w zgodzie z obrządkiem z jego rodzinnych stron (jeden z domowników musi np. zasiąść do stołu w – oczywiście za dużym – garniturze Emila) dodatkowo podnosi temperaturę. Ktoś zdradza na potęgę, kto inny wierzy, że Amerykanie podłożyli bomby 11 września, jeszcze ktoś nie może znieść deklarowanej wszem wobec tęsknoty za komunizmem. Żywy język, którym operuje Puiu, zamienia ten rodzinny obiad w rzecz z pogranicza tragifarsy i socjologicznego traktatu. I chociaż łatwo powiedzieć, że ekranowa familia to w gruncie rzeczy "Rumunia w pigułce", byłaby to niesprawiedliwość. "Sieranevada" jest filmem zbyt intymnym, a reżyser zbyt czule i empatycznie przygląda się szamotaninie bohaterów.   

Ktoś mógłby się również pomylić i pisać o teatrze: w końcu całość rozgrywa się w kilku pomieszczeniach, w trakcie jednego popołudnia i rozpisana jest na nieustanny dialog. A jednak "Sieranevada" to niewątpliwie kino.

Całą recenzję Michała Walkiewicza można przeczytać TUTAJ.

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones