Trudno ukryć, że od lat polskie kino przeżywa kryzys. Nawet największe produkcje są warte funta kłaków, a kino "alternatywne" to raczej beczka śmiechu. Kryzys ten trwa już długo, bo od początku
Trudno ukryć, że od lat polskie kino przeżywa kryzys. Nawet największe produkcje są warte funta kłaków, a kino "alternatywne" to raczej beczka śmiechu. Kryzys ten trwa już długo, bo od początku lat 90. Gdy nie był on jeszcze tak głęboki, powstał u nas pewien film, zupełnie inny od wszystkiego, co wcześniej i później w kraju nad Wisłą powstało.
Jego "inność" wynika głównie z niesamowitego klimatu, niemal postapokaliptycznej wizji miasta, pełnego mgły, ciemności i trujących oparów, niemal całkowicie pustego - jedynym miejscem, gdzie nie brakuje ludzi, jest lokal gastronomiczny, w którym toczy się znaczna część akcji filmu. Główny bohater wpisany w tą przestrzeń krąży po niej jak cień, niepokojący, przeżywający uczucia trudne do odgadnięcia, a może nie przeżywający żadnych uczuć. Atmosfera jest niesamowicie duszna i ciężka, a wszystko to okraszone jest melancholijną i genialną muzyką zespołu Kult, a także świetnym aktorstwem.
Fabuła filmu jest pełna niedomówień, chociaż z pozoru jest prosta. Tadeusz Wilk (Tomasz Dedek), recydywista, zostaje objęty amnestią i wychodzi z więzienia, chociaż wcale tego nie chce. Swoje pierwsze kroki kieruje do matki, śpiewaczki w podrzędnej knajpie. Chce u niej zamieszkać i chociaż kobieta nie pamięta, by kiedykolwiek rodziła, przystaje na to. Tadeusz wygląda na człowieka chorego psychicznie, schizofrenika, żyjącego w zupełnie innym świecie, twierdzi, że jest kosmitą wysłanym na ziemię, by odszukać gang fałszerzy ludzkich serc, a jedynie śmierć człowieka, w którego się wcielił, czyli Tadeusza Wilka, może spowodować, że wróci do siebie, zostanie odesłany. Niby wszystko jasne, a jednak oglądając to dzieło, mamy poważne wątpliwości, co do tego, co jest prawdą a co fantazją. Nic nie jest w nim jednoznaczne, nic nie jest powiedziane wprost, każdy może interpretować ten film na swój sposób.
"Czarne słońca" są jak dzieło poetyckie i tak należy je odbierać - całkowicie indywidualnie. Nie ulega wątpliwości, że jest to jeden z najlepszych polskich filmów w historii.