Na kilkadziesiąt lat przed zhańbieniem się produktami filmopodobnymi pt. GULCZAS i YYREEK, Jerzy Gruza kręcił przyzwoite, a czasami nawet stylowe kino. Chociażby taką perełkę jak MISTRZ TAŃCA (1968) z nowelowego cyklu OPOWIEŚCI NIEZWYKŁE. Historię atmosferyczną, a zarazem przesyconą czarnym humorem. Dla rodzimych miłośników kina grozy nie do przecenienia.
Tajemniczy Mistrz Tańca (Andrzej Łapicki) oprowadza przypadkowo spotkanego Józefa (Bronisław Pawlik) po miejscach, w których pracuje. A zajęcie ma nietypowe: uśmierca ludzi siłą woli, wystarczy same jego spojrzenie, by na miejscu padli trupem. Krótko mówiąc, Mistrz jest wcieloną Śmiercią. Z pewnością nie ślepą. Jak się okazuje, jej ofiarami stają się ludzie grzeszący myślą, mową, uczynkiem i pychą. Józefa, który nie zasłużył na karę, zostawia z ostrzeżeniem: "Chcesz pożyć dłużej, bądź dobry."
Ech, chciałoby się, żeby ta prawdziwa Śmierć była równie selektywna i sprawiedliwa...
Mam wrażenie, że czyściciel okien w ostatniej scenie nie prowadził się źle, a Mistrz z szelmowskim uśmiechem wykończył go na zasadzie walącego się domku z kart ;-)
Ale to tylko takie moje wrażenie...
"Chcesz pozyc dluzej, badz dobry."
Raczej nie. Sam mistrz wyraznie powiedzial, ze jesli nie chcemy skonczyc tak jak ci co zmarli w kamienicy, musimy byc zawsze gotowi. Ci co zmarli tego wieczora, zmarli kompletnie do tego nieprzygotowani, w stanie grzechu. Mistrz nie obiecywal ze gdy ktos bedzie w stanie laski uswiecajacej, to smierc go ominie. Powiedzial tylko ze gdy bedziemy o nim mysleli, napewno nie zjawi sie w momencie gdy nie bedziemy na to nieprzygotowani. To ABC katolickiej teologii. Plus to ze gdy jestesmy stale przygotowani to faktycznie uniknie nas smierc, w sensie teologicznym. Smierc czyli wiecznosc z dala od ekstazy wiecznego szczescia, aka. Boga. Szesc Boze :-)