Nie mówię że słaby ale, kumulacja wszelkich tanich chwytów. W Ameryce z pewnością się spodoba: czarny człowiek renesansu (śpiewa, tańczy, recytuje... i gotuje), kobieta umierająca na raka, słodkie dzieciaczki, bal szkolny, spotkania po latach, ratowanie zagubionego człowieka w tle, irytująca narratorka (wg mnie kompletnie zbędna). Na mój gust ten film jest na siłę słitaśny, no i w zasadzie kompletnie przewidywalny od samego początku do końca. Moja ocena, wymęczone 7.