Szczerze to przez długi czas omijałem Wojny Klonów Gendy'ego Tartagovsky'ego. No bo w końcu są niekanoniczne, a skoro kłócą się z kanonem, to po co oglądać, hę? Jednak pewnego wrześniowego weekendu postanowiłem sobie obejrzeć tę kreskówkę, no bo skoro odcinki są parominutowe, to co mi szkodzi. Początkowo przeszkadzała mi długość odcinków, bo kiedy zaczynałem się wkręcać odcinek akurat się kończył, ale później się rozkręciło... I to jeszcze jak! Ten serial całkowicie przerósł moje oczekiwania! Gendy Tartagovsky odwalił kawał dobrej roboty. Przecież ta animacja wygląda fenomenalnie, a od scen walki nie da się oderwać wzroku! Nie mówiąc, że Tartagovsky odważył się wpleść do swojego dzieła rzeczy, jakich nigdy nie widzieliśmy w Gwiezdnych Wojnach: gigantyczne i absurdalne superbronie, dziwaczni kosmici, a nawet MUTANTY! Jednak najmocniejszym atutem tej produkcji jest symbolika. Wyłapaliście, że gdy w pierwszym odcinku klony wchodzą na niszczyciele, to gra "Marsz imperialny", co ma zwiastować, że ta wojna zmieni Republikę w Imperium? Muszę wspomnieć także o tej wybitnej scenie, gdzie Anakin doświadcza wizji w jaskini, która przepowiada, że stanie się Vaderem. Najbardziej jednak poruszała mnie ta scena, w której pokazywane są planety pod okupacją separatystów i jest ujęcie na 3 niebieskie słoniki, które z przerażaniem patrzą się na maszerujące droidy bojowe, a my widzimy strach w ich oczach! WOW! Jak dla mnie najlepsza scena z całych Gwiezdnych Wojen. Dodam jeszcze, że choć serial nie jest kanoniczny, to idealnie uzupełnia lukę pomiędzy Atakiem Klonów a Zemstą Sithów: wiemy skąd Grievous dostał kaszlu, mamy scenę pasowania Anakina na rycerza, jak 3PO stał się złoty, pierwszą akcję Grievousa oraz są odcinki poświęcone bitwie o Coruscant i porwaniu kanclerza. Jak dla mnie te czynniki, o których się rozpisałem sprawiają, że Wojny Klonów Gendy'ego Tartagovsky'ego to NAJLEPSZA produkcja z Gwiezdnych Wojen, jaką kiedykolwiek dostaliśmy i że jest NAWET lepsza, niż te kanoniczne Wojny Klonów.