Federacja wprowadza embargo na eksport i import z tej planety.
Dwóch Jedi przybywa na negocjacje ws opodatkowania i zakończenia blokady.
Federacja informuje, że nie będzie negocjacji dopóki królowa nie podpisze paktu handlowego, w przeciwnym razie wyślą wojska, obalą ją i będą negocjować z demokratycznie wybranym rządem.
Posłowie wracają, aby poinformować o planowanym zamachu stanu.
Z powodu awarii lądują na Tatooin.
Wynajmują przemytnika, który zabierze ich do stolicy, płacą mu zaliczkę w kredytach oraz obiecuje więcej, gdy dolecą do Coruscant.
Senat sprzeciwia się o inwazji i wysyła 500 jedi w niebieskich hełmach.
Nie dochodzi do inwazji. Federacja wycofuje wojsko w zamian za zniesienie cła na część swoich produktów.
A na samym starcie Federacja nie daje się omamić hologramowi wyglądającemu jak śmierć, który nie może im zaoferować żadnych realnych korzyści.
TO też zawsze mnie nurtowało - co takiego Lord Sidious/Palpatin obiecał Wicekrólowi, że jako przywódca bardzo prężnej, wręcz wojskowej ponadnarodowej organizacji wykonywał jego polecenia i bał się składać mu raport. Ryzykował istnienie swojej wielkiej firmy dla nieujawnionych korzyści.
Także, skoro celem Palpatina było wywołanie kryzysu, aby w akcie solidarności dla bezradności senatu wybrano go na kanclerza, po co był mu pakt. Problem w tym, że zabijając jedi i podpisując traktat, kryzys zostałby zażegnany i nigdy nie doszłoby do wotum nieufności, bo nie byłoby dowodów na inwazję z powodu zakłócania transmisji. Wicekról powinien poinformować jedi, że planuje inwazje i odesłać ich na Coruscant, aby oburzyć swoją arogancją senat. Problem w tym, że wicekról nie widział kim jest Sith, a już na pewno nie mógł wiedzieć, że jego celem jest zostanie kanclerzem kosztem jego koncesji. To nie ma sensu. Może ten hologram robił jakieś jedi mind trick?!